Napisany: 2018-11-24
Wielkim autorytetem, którego nie można pominąć w rozważaniach o minerałach Izerskiej Łąki, był wreszcie sam Caspar Schwenkfeldt – gryfowski i jeleniogórski lekarz. Niewątpliwie wszyscy z przedstawionych wcześniej nowożytnych znawców drogich kamieni znali szczegółowo jego dzieło o minerałach Śląska. Zawierało informacje, które albo powielali, albo na różne sposoby parafrazowali i cytowali. Nierzadko uzupełniali o nowe, nie zawsze jednak oparte na rzetelnej wiedzy, spostrzeżenia.
O czym zatem w kwestii izerskich kamieni szlachetnych donosił Śląski Pliniusz? Przede wszystkim nie traktował Izerskiej Łąki jako mitycznego, naturalnego skarbca pełnego drogocennych kamieni, co też mu wyrzucano pod koniec XVIII w. Wprawdzie podawał, że miejsce to jest zasobne w metale i minerały, ale był daleki od zbędnych przerysowań.
Wybitny gryfowianin opisał kilka minerałów z nadizerskiej lokalizacji. Wśród nich znalazły się np. rubin-spinele, czyli spinele o mocno czerwonej barwie. Trzeba nadmienić, że rubin i spinel traktował on jako ten sam minerał. Natomiast szafiry wg Schwenkfelda znaleźć można wyłącznie "in prato minore Iserae", a więc na Małej Łące Izerskiej – od kilkuset lat zajmowanej przez osadę Jizerka. Tymczasem uczeni końca epoki nowożytnej sugerowali, że Schwenckfeldt pisał o szafirach na... Wielkiej Łące Izerskiej, gdzie do 1945 r. rozkładała się osada Gross-Iser, polska Izera. Kiedy nie znajdowali ich w tym miejscu, podważali rzetelność gryfowianina. Uczony opisując szafiry napomknął jeszcze o czarniawej odmianie tego minerału znajdowanej w dolinie Izery. W jego pracy można spotkać również wzmiankę o grantach i hiacyntach.
Trudno dziś ustalić jednoznacznie skąd Schwenckfeldt posiadał informacje na temat zasobów mineralnych Izerskiej Łąki. Z racji swojej podróżniczej pasji, mógł oczywiście poznać to miejsce osobiście. Nie można jednak wykluczyć, że wiedzę tę zaczerpnął z nieznanego nam dzisiaj źródła. Tak, czy inaczej dzieło Schwenckfeldta należy traktować jako najstarszą pracę naukową zawierającą informacje o kamieniach szlachetnych na Izerskich Łąkach.
Aby dopełnić historycznego obrazu poszukiwań naturalnych skarbów na Izerskiej Łące watro jeszcze przywołać walońskie itinerarium opublikowane drukiem w 1764 r. przez Christiana Gottlieba Lehmanna. Jego dziad, pastor w saskiej miejscowości Scheibenberg, kolekcjonował materiały dokumentujące działalność poszukiwaczy złota w Górach Kruszcowych. Christian postanowił wydać najciekawsze z nich, wierząc że tylko wtedy, gdy ujrzą światło dzienne, zaczną służyć miłośnikom górnictwa i hutnictwa.
"Na Izerskiej Łące w Górach Olbrzymich leżą liczne okruchy, całkowicie niebieskie kamienie szlachetne, dobra ruda, czyste złoto i srebro, rozmaite podobne kosztowności. Także góra Bukowiec, a obok niej Izerska Łąka, potem w pobliżu wartko płynąca Izera, pół mili poniżej leży Zamek Opustoszały, a na kamieniu wykuty jest mężczyzna, który dwoma palcami wskazuje na krzyż na innym kamieniu; w odległości sześciu skał od kamienia z wizerunkiem mężczyzny płyną potoki po prawej i lewej, na to miejsce wskazuje ręka, tam winieneś szukać. Z Opustoszałego Zamku wypływa potok, który w końcu zanika; obróć się i podążaj za wodą, aż ponownie na niego trafisz, tam znajdziesz dużo złota wypłukanego – ledwo pół mili od Olbrzymiej Góry, na to miejsce właśnie wskazują dwa palce. Mając wodę po lewej stronie, podążaj z zapałem przez ćwierć mili, aż do Czerwonej Góry o stromym wierzchołku, tam płynie inny potok, w nim dużo złota do płukania. Dwa potoki posiadają nazwy: Czerwony i Kruszcowy Potok. Na Łące Izerskiej jest glina, w której licznie występują okruchy, szafiry, kamienie szlachetne […]".
Wszystkie przytoczone wyżej wiadomości o kamieniach szlachetnych Izerskiej Łąki tworzą bardzo interesujący, kolorowy, a zarazem pełen sprzeczności obraz. Z jednej strony dowiadujemy się o wielkim, nieprzebranym bogactwie tego miejsca, a z drugiej dysponujemy źródłami burzącymi tę pociągającą wizję.
Zasobność Izerskiej Łąki w minerały zaczęto podważać stosunkowo późno, gdyż dopiero w latach 70. XVIII stulecia. Uczeni Oświecenia, uzbrojeni w nowoczesny krytycyzm, podjęli się pierwszych prób skonfrontowania wiedzy literackiej z wynikami własnych badań terenowych. Niestety rezultaty tych wysiłków za każdym razem wypadały miernie.
Dlaczego? Analizując dokładnie sprawozdania z tych wypraw, bez trudu dostrzega się niski stopnień profesjonalizmu ich uczestników. Schemat był bardzo prosty: człowiek pióra, najczęstszej nieprzygotowany pod względem fizycznym i sprzętowym, niesiony rozbudzoną przez odpowiednią literaturę, przysłowiową gorączką złota, ruszał w góry. Kiedy już był u celu, podejmował ambitną próbę znalezienia kamieni szlachetnych. Wtedy badał, zapewne w sposób daleki od doskonałości, niewielki wycinek terenu, po czym wobec braku spodziewanych szybkich i upragnionych efektów, popadał w zniechęcenie i wracał do domu. Następnie publikował artykuł podważający jednoznacznie 200-letni dorobek swoich poprzedników. Owe wnioski były bardzo sugestywne, więc szybko zdobywały popularność. W ich świetle, poważnych uczonych takich np., jak De Boodt bądź Schwenkfeldt, można by uznać za bajkopisarzy i amatorów.
Jednakże tego, że nimi nie byli, dowiedli następcy skrajnie krytycznego pokolenia XVIII-wiecznych badaczy. W XIX w. potwierdzono ponad wszelką wątpliwość występowanie w górnym biegu Izery granatowych otoczaków, fragmentów zielonych turmalinów, hiacyntów, leukoszafirów, chryzolitów oraz dużych, nawet 10-karatowych czarnych i czerwonych spineli. Sugerowano nawet, że odpowiednio prowadzone prace mogą doprowadzić do znalezienia znacznych ilości niektórych z tych minerałów. Wobec tego, nie trzeba chyba szukać dodatkowych dowodów na to, że propagowane przez Schenkfeldta i De Boodta informacje na temat drogich izerskich kamieni były prawdziwe. Przy czym większość z nich, w tym osławione leukoszafiry, znajdowano przede wszystkim na Małej Izerskiej Łące. W pełnej zgodzie z ich przekazami stoi również przywołany wyżej obszerny cytat w postaci walońskiego itinerarium. Najbardziej z prawdą w swoim dziele, oczywiście pomijając historyków, minął się Georg Anton Volkamann. Przypisał bowiem Izerskiej Łące zdecydowanie za dużo minerałów.
Dr Łukasz Tekiela — dyrektor Muzeum Regionalnego w Lubaniu, mineralog, historyk i regionalista, współautor Przewodnika mineralogicznego po powiecie lubańskim i lwóweckim oraz innych publikacji regionalistycznych.
*) O nazwie Hala Izerska pisaliśmy pod tytułem IZERA nie jest Wielka.
Tagi: · Walończycy · górnictwo · Walońskie Księgi
Linki: · IZERA nie jest Wielka · Walończycy - poszukiwacze skarbów Gór Izerskich · Pozyskaj minerały
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl