Napisany: 2008-07-07
Staraniem sudeckiej ludności od 1888 r. po obu stronach granicy prusko-austriackiej mozolnie prowadzono w góry żelazny szlak. Ostatecznie 1 października 1902 r. kolej połączyła Czechy ze Śląskiem. Choć to nie Strickerhäuser były celem kolejowego szlaku, a Tanvald i dalej Jablonec z Libercem - wielki rynek zbytu węgla z zagłębia Waldenburga - osada od razu na tym zyskała. Ostatnia stacja na Śląsku miała do zaoferowania turystom (nowym przybyszom w górskie ostępy) - co nieco ze swego uroku. Szybko powstał hotel, restauracja, ośrodek kolonijny dla dzieci, a w pobliskiej Hoffnungsthal schronisko. Garstka mieszkańców już zapewne przestała pleść pończochy, a i o tradycjach szklarskich raczej zapomniano. Turystyka i obsługa kolei gwarantowały stabilny byt.
Do czasu. Po wielkiej zawierusze wojennej w 1945 r. przyszli w góry Rosjanie. Krótko zabawili lecz po nich nadeszli nowi gospodarze - Wojsko Polskie. Dotychczasowa ludność górskich osad podzieliła los większości Ślązaków - uciekła lub została przesiedlona na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej. Żołnierze obsadzili punkty graniczne wokół Strickerhäuser lecz w samej osadzie nikt nie zamieszkał.
Przez pierwsze powojenne lata bywali tutaj wyłącznie pogranicznicy (korzystali z pozostawionej w Nieder Strickerhäuser przez Niemców wieżyczki obserwacyjnej), kolejarze (pociąg kursował 3 razy dziennie) oraz... szabrownicy. Opuszczone domostwa stanowiły łatwy łup dla grasujących na wszystkich poniemieckich ziemiach nowej Rzeczypospolitej oczyszczaczy. Daleko od siedzib ludzkich, w leśnej głuszy, domy bez żadnej opieki szybko zostały ogołocone ze wszystkiego co wartościowe. Nie pomogły uchwały Gminnej Rady Narodowej w Szklarskiej Porębie z 1948 r. aby Referat Nieruchomości zajął się majątkiem w osadzie. Strickerhäuser chyliła się ku upadkowi.
Wkrótce, ciesząca się dziś raczej złą sławą, Podkomisja Sudecka Komisji Ustalania Nazw Miejscowych nadała osadzie Strickerhäuser nazwę Tkacze. Jak w wielu innych przypadkach, wykazała się ignorancją. Otóż niemiecka nazwa odwoływała się precyzyjnie do fachu pierwszych mieszkańców, pończoszarzy, a więc po polsku dziewiarzy. Strickerhäuser to dokładnie Dziewiarskie Domy. Może dla kompletnego laika dziewiarz i tkacz to jeden grzyb lecz oba języki wyraźnie te zawody rozróżniają - tkacz po niemiecku to "weber". Różnice dostrzeże każdy kto zajrzy do słownika. W Strickerhäuser nie było warsztatów tkackich (krosien).
Jeszcze większą niezręczność popełniono z nazwą Hoffnungsthal, bowiem Dolinę Nadziei nazwano... Zieleńcem. Miano zapożyczono od pobliskiej osady Zelené Údolí (Zielona Dolina, niem. Grünthal) w Czechach gdzie była ostatnia czeska stacja Kolei Izerskiej (dziś administracyjnie część Kořenova) na trasie Tanvald - Szklarska Poręba. Rzecz jednak w tym, iż Hoffnungsthal nigdy do Zielonej Doliny nie należała, bo kiedy te ziemie były czeskie, huty Preusslera jeszcze nie było.
Kursy pociągów w 1947 r. zawieszono - frekwencja była mizerna. W tym samym roku po otwarto drogowe przejście graniczne do Czechosłowacji i uruchomiono placówkę celną lecz ze względu na znikomy ruch po kilku miesiącach zostało zamknięte. Ponowną próbę ożywienia legalnej wymiany granicznej podjęto w styczniu 1948 r. Polskie Biuro Podróży ORBIS próbowało tą drogą zapełnić czeskimi turystami swoje hotele w Szklarskiej Porębie. Nic jednak dziwnego, że przejście graniczne w Tkaczach nie było zbyt popularne skoro obok, na lepszej szosie funkcjonowała jeszcze przed anschlussem Sudetenlandu inna przeprawa graniczna - Harrachov / Novy Svet - Jakobsthal. To była znacznie wygodniejsza i krótsza trasa z Czech do Szklarskiej Poręby.
Aby wieś zagospodarować i przywrócić cywilizacji pojawiały się pomysły urządzenia 73 rodzinnych domków wczasowych, lub też by osiedlić przodowników pracy, bądź oddać domy rodzinom wojskowych. Epoka sprzyjała takim ideom lecz gorzej z wykonaniem.
Tkacze na polskiej mapie konturowej z lat 70. XX w. (!) dołączanej do jednego z wydawnictw turystycznych, kiedy Tkacze już nie leżały na terytorium Polski (arch. autora)
Od 1949 r., kiedy stalinizm w Polsce okrzepł, rygorystycznie zaostrzono przepisy dotyczące przebywania w pasie przygranicznym. Tkacze na nowo odkryli przemytnicy. W miejscowych górach od wieków kwitł przemytniczy proceder. Nic dziwnego - osada odcięta od świata, leżąca na jego końcu była doskonałym punktem przerzutowym. W owym czasie przemyt był zapewne bardzo ryzykowny. Mimo to najwidoczniej opłacalny, bo Tkacze miały w okolicy opinię przemytniczej osady.
Kto wie czy kontrabandą nie trudnili się nawet legalnie przebywający tam drwale oraz bacowie wypasający od 1954 r. owce dla rolniczych spółdzielni produkcyjnych ze Starej Kamienicy, Sobieszowa oraz Szklarskiej Poręby.
W 1956 r. złagodzono przepisy regulujące poruszanie się w strefie nadgranicznej. Tkaczami znów zainteresowali się dygnitarze. Fundusz Wczasów Pracowniczych snuł mgliste plany uruchomienia 2 domów wczasowych i restauracji. Warunkował to przywróceniem połączenia kolejowego, otwarciem przejścia granicznego oraz wprowadzenia ułatwień formalnych w przekraczaniu granicy. Planowano także uruchomienie schroniska PTTK w Zieleńcu. Jednak władzom państwowym wcale na tym nie zależało. Być może na szczeblu rządowym dojrzewały już późniejsze decyzje.
Na czeskiej mapie topograficznej z 1952 r. czerwonymi kropkami wyznaczona jest zmiana granicy. W rejonie Tkaczy obcięto koniuszek Worka Jakuszyckiego, a w obrębie Martwego Wierchu przesunięto granice z Kocierza bardziej na południe. Zdumienie budzi fakt, że Polacy nie chcieli lub nie potrafili wynegocjować przebiegu granicy przez szczyt Martwego Wierchu (aut.; źródło mapy: Archivní mapy Ústřední Archiv Zeměměřictví a Katastru)
Coraz częściej słychać było czeskie żądania zwrócenia Tkaczy Czechosłowacji. Być może południowi sąsiedzi wiedzieli już co nieco o rozmowach na wysokim szczeblu skoro wprost dopominali się zwrotu osady. Mieli ważne powody oraz silne argumenty. Od czasu zaniechania kursów pociągu między Szklarską Porębą, a Kořenovem, Harrachov stracił połączenie kolejowe. Mieszkańcy dużej turystycznej miejscowości musieli dojeżdżać ponad 10 km do Zelenéj Údolí. Czesi obiecywali, że po przekazaniu im tego górskiego zakątka przywrócą mu życie. Musieli się zapuszczać do Tkaczy skoro doskonale orientowali się w opłakanym stanie osady. Jej obraz rzeczywiście był fatalny: zdewastowane domostwa ogołocone ze wszystkiego co dało się wynieść lub spalić. W hotelu zalegała sterta owczego gnoju, podobnie jak w poczekalni stacji kolejowej, gdzie mieszkał koń drwali. Wieś-widmo.
Choć jeleniogórscy politycy używali Tkaczy, Jakuszyc a nawet Izery (niem Gross-Iser, którą spotkał o wiele gorszy los) jako sloganów wyborczych do Powiatowych Rad Narodowych, to przyszłość tych terenów zdawała się być przesądzona.
Bez rozgłosu i żadnej społecznej dyskusji Tkacze z Zieleńcem oraz linię kolejową wraz z granicznym mostem przekazano Czechom. Dokonano tego w dokumencie podpisanym w Warszawie 13 czerwca 1958 r. przez ministrów Spraw Zagranicznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz Socjalistycznej Republiki Czechosłowacji. Po 248 latach kolejny raz, dokonano handlu Górami Izerskimi i Karkonoszami. Tym razem odwrotnie: Czesi dostali zbocza Dziewiarskiej Góry, stację kolejową, kilkanaście domów oraz przysiółek z dawną hutą, a Polacy wzięli w zamian stoki Martwego Wierchu w Karkonoszach i skałkę Kocierz prostując nieco granicę. Czy to była uczciwa transakcja?
Taki widok ukazuje się turystom zmierzającym do Mytin od Údolí Naděje. Pod lasem stoi dawny hotel, dziś Chata na hranici, tuż obok stacja kolejowa (fot. A. Lipin)
Cóż... Z pewnością korzystna dla Tkaczy. Dzięki zmianie granicy górska osada z zapomnianej i skazanej na zniszczenie stała się częścią Harrachova. Po latach upadku odzyskała dawny, a nawet zyskała nowy blask. Gdy spojrzymy na mapę łatwo też zauważymy, że Mýtiny jakoś tak naturalniej przylegają do czeskich miejscowości w Jizerkach i Krkonošach niż do odległych polskich osiedli. Tkacze otrzymały nową czeską nazwę Mýtiny (pol. Poręba). Nie przetłumaczono więc ani nazwy oryginalnej ani też polskiej, co ma o tyle uzasadnienie, że rzeczywiście las przed wiekami tu wytrzebiono.
Ciekawostką jest, że w polskiej prasie regionalnej już po włączeniu Tkaczy do Czechosłowacji, ukazała się wzmianka, iż w opuszczonych górskich osadach planuje się zakwaterować budowniczych wielkiego kombinatu energetycznego w Bogatyni-Turoszowie. Czy była to zasłona dymna puszczona przez władzę czy niedoinformowanie dziennikarzy z terenu o poczynaniach centrali? Pomysł nie był przemyślany zważywszy na geografię - Tkacze i Wielka Izera (również miała stać się osiedlem turoszowiaków) dzieli od Bogatyni w linii prostej co prawda ok. 30 km lecz na drodze stoi dwukrotnie granica państwowa i nie ma żadnej bezpośredniej szosy, nie mówiąc o kolei. Mieszkańcy na miejsce pracy musieliby - uwzględniając ówczesne możliwości komunikacyjne - jechać wiele godzin. Wydaje się więc, że ten projekt to tylko mrzonka dziennikarza.
To niemal pewne, że w granicach Polski Tkacze zostałyby zupełnie zmarnowane. Podzieliłyby los Wielkiej Izery (którą już nawet wymazano z polskich map, choć na czeskich i niemieckich stoi jak wół), Kobelhäuser, Karlsthal, a Dolina Nadziei (czes. Údolí Naděje) popadłaby w niebyt podobnie jak Kammhäuser, Ludwigsbaude, Kesselschlossbaude, Leopodldsbaude i wiele innych schronisk, gospód i hoteli górskich.
Mýtiny dzisiaj kwitną. Kursują stąd szynobusy do Tanvaldu. Działają restauracja, hotel i pensjonat, a w środku osiedla urządzono pole golfowe z 9 dołkami. Zimą pracują dwa wyciągi narciarskie, sudeckie domki są zadbane i ładne. W Údolí Naděje działają 2 pensjonaty i szkółka narciarska.
Polakom pozostaje przypatrywać się i uczyć! Dostępu do osady od dawna już nikt nie wzbrania - przejście graniczne na Starej Drodze Celnej od lat pozwalało zapuszczać się w te strony, a od czasu przystąpienia obu państw do Układu z Schengen możemy gościć w Mýtinach niemal jak u siebie.
Tagi: · koleje · huta szkła · stacja kolejowa
Linki: · Orle w Dolinie Karola · Huta (Szklarska Poręba) · Jizerka (Izerka, Klein-Iser)
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl