ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Z góry  » Z dala od utartych szlaków

Napisany: 2011-06-21

Z dala od utartych szlaków

Gildia Przewodników Sudeckich to całkowicie nowe zjawisko na przewodnickim firmamencie. Żeby zdobyć uprawnienia przewodnickie trzeba dwóch lat szkolenia. I pozytywnego wyniku w piekielnie trudnym egzaminie. Jeleniogórski PTTK cieszy się na polu edukacji zasłużoną sławą

- Po kursie mieliśmy pewność swoich walorów, pewność, że nie zawiedziemy ani w trudnych górskich warunkach w czasie załamania pogody ani podczas prowadzenia najbardziej wymagających grup. Ale odkryliśmy, że każdy z nas ma jakiś specjalny, unikalny dar. Że razem potrafimy więcej niż w pojedynkę. Że się uzupełniamy i inspirujemy. Powołaliśmy Gildię jako nieformalną grupę w 2009 r., teraz działamy jako stowarzyszenie - opowiada Jarosław Szczyżowski, inicjator jej powstania - nie chodziło tylko o doskonalenie zawodowych umiejętności. Jesteśmy grupą przyjaciół. Wspieramy się na wielu polach, czasem znacznie trudniejszych niż praca.


"Przewodnik ma wiedzieć, co mówi, a nie mówić, co wie…" Tadeusz Steć

W pionierskich, powojennych latach wszystko, także zasady przewodnictwa w Sudetach, trzeba było wymyślać od nowa. Pomysły Tadeusza Stecia - nestora przewodników gór naszych były wówczas niedościgłym wzorcem. Świetnie zresztą pasował do Funduszu Wczasów Pracowniczych i ideologii Ziem Odzyskanych. Ale minęło pół wieku. Świat bardzo się zmienił. Może czas na postawienie następnego kroku?

Postanowili odkryć, na czym polegał fenomen Tadeusza Stecia, niezależnie od opinii o jego osobistym życiu, niepodważalnego kanonu zasad sudeckiej turystyki kwalifikowanej.
- I odkryliśmy, że chodziło o kreatywność oraz brak lęku przed autorytetami - uśmiecha się Waldemar Ciołek - może było mu łatwiej, bo przecież autorytety, jakie tu zastał to poniemieckie dziedzictwo Riesengebirgsverein.
Steć na kanwie dorobku niemieckich przewodników i własnej, mrówczej pracy stworzył podstawy przewodnickiej wiedzy, ubrał ją potem w ramy opowieści i okrasił legendami, które przecież albo adoptował z oryginału, albo po prostu wymyślił. A więc nie naśladownictwo, choćby nawet najlepsze i nie doskonalenie warsztatu wypracowanego przed półwieczem, ale kreatywność i odwaga sięgania po nowe są esencją, steciowego dziedzictwa.

(fot. Gildia Przewodników Sudeckich)

- Dlatego nie mamy obaw przed poszukiwaniem nowych dróg, czy tworzeniem nowych, noszących silne indywidualne piętno, opowieści - podkreślają przewodnicy z Gildii - uważamy, że osobowość człowieka który prowadzi w góry jest dla turysty tak samo ważna jak droga, którą będą podążać.
Gildianie nie chowają się za symboliczną czerwienią przewodnickiego uniformu, ale raczej szukają sposobu na to, żeby się z tłumu wyróżnić. Nie jest to tylko dla nich zmiana szaty wierzchniej, ale sposobu wizji przewodnickiego posłannictwa. Wyprawa z przewodnikiem ma być nie tylko edukacyjną przygodą, ale także interaktywnym spektaklem, w którym wszyscy uczestnicy mogą, jeśli tylko zechcą, zagrać w głównych rolach.
- Uczestnicy wycieczki nie są dla nas po prostu klientami, są towarzyszami podróży - podkreśla Agnieszka Matysiak - wciągamy ich do wspólnego przeżywania. Mogą, pod naszym dyskretnym nadzorem, wybierać drogę, jaką pójdziemy, jeśli już nauczą się czytania mapy. Mogą opowiedzieć o własnych, indywidualnych doświadczeniach związanych z przesłaniem wyprawy. Czasy wszechwiedzącego przewodnika - narratora uważamy za nieodwołalnie minione.
Są regionalistami. Niektórzy od urodzenia. Inni zatrzymali się tutaj w biegu, żeby zapuścić korzenie pośród ziemi niezwykle żyznej i bogatej, pełnej marzeń i cierpień pokoleń Słowian, Polaków, Czechów, Austriaków, Niemców, walońskich poszukiwaczy skarbów, żołnierzy wszelkiego autoramentu, którzy tułali się tu od jednej wojny do drugiej, zwykłych pracowitych ludzi, którzy tutaj zapragnęli odnaleźć własną tożsamość. I tych niezwykłych postaci, co potrafiły iść pod prąd racjonalizmom i religiom, politykom i generałom.

(fot. Gildia Przewodników Sudeckich)

- Tacy chcemy być. Dlatego to Will Peuckert dostąpił patronowania Gildii - Damian Sadowski przypomina, że naukowiec-marzyciel nie bał się widzieć świata w sposób wielowymiarowy, holistyczny. Pełen szacunku do nauki i do religii. Do magii i ludowej tradycji. Nie bał się na uniwersyteckim wykładzie spróbować maści czarownic z zapomnianych alchemicznych ksiąg. Maści, którą sam odtworzył na podstawie dawnych receptur, wypróbował i doznał efektu lewitacji. Nie bał się też dla swoich przekonań porzucić pozornie łatwej kariery w czasach, kiedy rządził Hitler. Mógł przecież mieć wszystko. Wystarczyło żeby wyrzekł się tego, w co wierzy.
Dlatego Gildia wkrótce otworzy szlak śladami swojego patrona - Willa Ericha Peuckerta. To on potrafił zobaczyć Sudety poprzez pryzmat nie tylko tej wielkiej historii, ale i tej osobistej. Nie tylko geologii, ale przede wszystkim magii i eschatologicznego doświadczenia dziwnie tu powszechnego, bo przecież nie bez przyczyny religie czy sekty rosły tu jak grzyby po deszczu.
Ufają, że szlak Peuckerta pomoże wszystkim, którzy przybędą w Zachodnie Sudety zobaczyć, że poza rozdeptaną ścieżką na Śnieżkę i nordyckim urokiem Wangu są wokół jeszcze inne góry - naprawdę nieodkryte i niesamowite.

(fot. Gildia Przewodników Sudeckich)


Doczekaliśmy nowych czasów. Czasów Internetu, Facebooka, Harrego Pottera, Władcy Pierścieni i renesansu wampiryzmu w kulturze. Turysta zaczyna wymagać. Chce poznawać, szukać, dociekać, przeżywać przygodę, być tam, gdzie nikogo przed nim nie było. Już nie wystarcza mu zakurzona gablota w muzeum i hamburger z fastfoodu. Kończą się czasy dwóch wodospadów i jednej góry pełnej emerytów zza zachodniej granicy. Zaczynają się pojawiać trasy niekonwencjonalne. Zamiast Wodospadu Szklarki - Plac Czarownic. Zamiast Kamieńczyka - tajemnicze kamienne wały Kopańca nie wiadomo, kiedy i przez jaką cywilizację pozostawione. Albo Ostrzyca Proboszczowicka ze sławą po trosze piekielną, po trosze bohaterską przez dzieje walki i śmierci Jana Bohdziewicza, którym w czasach PRLu straszono dzieci w szkołach. Zamiast wyjazdu wyciągiem na Szrenicę - wędrówka śladami Templariuszy. Albo laborantów. Albo walońskich sekretnych sztolni. Gildia stara się promować miejsca mało znane, ale o bardzo ciekawej historii, często niesamowitej. Opowieści o templariuszach znają wszyscy, ale nie wszyscy wiedzą, że w księgach kościelnych zapisano o tym, jak ród Zedlitzów przez trzy pokolenia żył przez 150 lat, kiedy średnia życia człowieka wynosiła 60... A że przekazują nowe, "niekanoniczne" legendy? Że spotykają wilkołaki albo i samego Ducha Gór tu i teraz, na progu XXI wieku? Przecież nie wystarcza wciąż i wciąż powtarzać historii wymyślonych przez Tadeusza Stecia. Jego duchy umarły razem z tamtym światem. Gildianie podkreślają, że oryginalny wizerunek w przypadku takich wypraw jest godzien uwagi. Jeżeli wybieramy się do ruin średniowiecznych zamków, przewodnicy idą w strojach z epoki.

(fot. Gildia Przewodników Sudeckich)

- A jeśli trzeba to i przy mieczu - podkręca wąsa Jędrek Ciosański, sam rycerz prawdziwy, bo zaszczytu pasowania dostąpił z ręki samego Sigismunda von Zedlitza.
- Połączyła nas pewność, że nasza edukacja nie skończyła się z ostatnim dniem kursu. Że tego pięknego dnia nasza przygoda dopiero się zaczęła. Zdobyliśmy wierzchołek. Ale to był dopiero wierzchołek góry lodowej - uśmiecha się Jarosław Szczyżowski - razem jesteśmy naprawdę mocni i świadomość, że w każdej chwili możemy na siebie liczyć dodaje nam pewności siebie. Nie chodzi tylko o akademicką wiedzę. Gildia sprawdza się najbardziej w praktycznym działaniu.
Jeśli któryś z Gildian dostaje zadanie oprowadzenia po miejscu, którego nie doświadczył - jadą razem żeby na miejscu poznać każdy szczegół. Nie wystarcza zapamiętać nazwę. Trzeba zrozumieć. Zrozumieć jak działa elektrownia wodna i jak to się stało, że Bafomet, na którego ślad trafili podobno Templariusze w ruinach Świątyni Salomona w Jeruzalem znalazł się w herbie Wrocławia... Nie wystarczy poznać imion skał i roślin. Trzeba zrozumieć, dlaczego tu są i jak ich używać. Dlaczego budzą pożądanie albo niechęć. Nie wystarczy wiedzieć, który z instrumentów w muzeum to cytra, a który to lira korbowa, trzeba jeszcze na nim zagrać. A jeśli tego nie umieją? Steć też nie umiał wszystkiego. A jednak przekonał świat, że w przewodnictwie jest wszechmocny. Że ma najlepsze karty. Przekonał tak skutecznie, że przez pół wieku nikt nie kwapił się, żeby go sprawdzić.

Gildianie

Tagi: · przewodnik · wycieczki z przewodnikiem · wędrówki

· www.gildia-przewodnicy.pl

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: wyposażenie magazynów safari Kenia montaż haków holowniczych sprzątanie Wrocław