ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Było  » Pożegnanie Wielkiego Mistrza

Napisany: 2013-05-07

Pożegnanie Wielkiego Mistrza

We wtorek, 30 kwietnia 2013 roku w kościele p.w. Bożego Ciała w Szklarskiej Porębie, odbyła się msza święta za Juliusza Naumowicza. Do pogrążonej w bólu rodziny dołączyli Jego przyjaciele, współpracownicy, znajomi oraz wszyscy, dla których Jego działania coś znaczyły

Wielki Mistrz Sudeckiego Bractwa Walońskiego Juliusz NUMOWICZ (źródło: Chata Walońska)

Wszyscy obecni na uroczystości, przybywając tutaj, dali wyraz swojego szacunku dla dokonań Wielkiego Mistrza Walońskiego, ale przede wszystkim dla niego samego, dla niego jako człowieka. Każdy bowiem kto spotkał się z Nim choć raz w życiu, zapamiętał to spotkanie na długo. Jego nastawienie do życia, do innych, było niesłychanie życzliwe. Czuło się bijącą od Niego pozytywną energię. Nawet ci, którzy w pierwszym kontakcie, przestraszyli się Jego odmienności, oryginalności, nietuzinkowości, przy następnym już spotkaniu wiedzieli, że jest człowiekiem z dobrym, przyjaznym i życzliwym.

Swoje fascynacje wyrażał poprzez organizowanie ciekawych i niecodziennych spotkań, zdawałoby się nieraz z pogranicza magii. U jednych wywoływał zaciekawienie, u innych lekką obawę, a u kolejnych zdziwienie. Było jednak grono ludzi, którzy zawsze żywo reagowali na Jego niesamowite opowieści. To dzieci. Dla nich każde spotkanie z tajemniczym, ciekawie ubranym, brodatym Dziadziem, było prawdziwym przeżyciem. Swoje doznania z takiego spotkania najmłodsi przeżywały długo po powrocie do domu. A rodzice, słuchając opowieści pociech o tym, czasami zastanawiali się czy to możliwe. A jednak!

(fot. K. Tęcza)

Juliusz Naumowicz zrealizował wiele przedsięwzięć, które na stałe wrosły w krajobraz Szklarskiej Poręby. Stały się jej wizytówkami. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie, by nie było Muzeum Ziemi zlokalizowanego w Karczmie Głodowej. By nie można było odwiedzić Starej Chaty Walońskiej. Gdy Juliusz powoływał Sudeckie Bractwo Walońskie, dołączyły do niego osoby, które tak jak On, miały odmienne spojrzenie na sposób promocji Zachodnich Sudetów. Wyrażali je poprzez, niespotykane kilkanaście lat temu, spotkania i obrzędy. Ubrani w długie ciemne płaszcze, z dużym skórzanym kapeluszem na głowie, w blasku płomieni z ogniska wywoływali w postronnych uczestnikach nieskrywane zaciekawienie zmieszaną z nutą grozy. Właśnie w taki sposób Juliusza, obrany na Wielkiego Mistrza Walońskiego, w magnetyczny sposób przyciągał rzesze izersko-karkonoskich turystów.

(fot. K. Tęcza)

Opowieści Juliusza często dotyczyły Ducha Gór. Nic dziwnego zatem, że od czasu, gdy serce Wielkiego Mistrza przestało bić, niebo zaciągnęło i wciąż mżył deszcz. Pewnie Duch Gór w ten sposób chciał wyrazić swój smutek. Odejście dobrego i pracowitego człowieka, zawsze jest wydarzeniem smutnym. Zawsze też jest zaskoczeniem, a moment ten przychodzi nie w porę. Jednak gdy przybywaliśmy do świątyni, deszcz ustał i wyjrzało nieśmiało słonko. Jakby chciało nam powiedzieć: nie martwcie się, Juliusz patrzy na was z góry, z domu Pana, z lepszego świata.

Ksiądz celebrujący Mszę Świętą, wygłosił piękne kazanie, w którym podsumował zasługi zmarłego: "Pamięć o Juliuszu będzie trwać poprzez jego dzieło. Poprzez tych wszystkich, którzy będą je kontynuować. A tych, jak widać, w po brzegi wypełnionym kościele, jest wielu". Z ust kapłana padła także pewna refleksja. W dzisiejszych czasach żyje się w nieustannym pośpiechu. Na nic nie ma czasu. Wszyscy gdzieś pędzą. Niektórzy do kariery, inni za pieniędzmi. Są jednak także tacy jak Juliusz, którzy mając głowę pełną pomysłów, pędzą by je realizować. Czynią to przede wszystkim dla innych, a dopiero za ich pośrednictwem dla siebie. Bo człowiek jest istotą pracowitą, istotą która chciałaby dokonać zawsze czegoś więcej niż to możliwe. Nie patrzy wtedy na swoje zdrowie, na zmęczenie, brak snu. Wciąż prze do przodu. Nie baczy na wezwania, by zatrzymać się choć na chwilę, bo trzeba czasem odpocząć. Powtarzamy wówczas, że szkoda czasu, że odpoczniemy później. Dla Juliusza właśnie ta chwila nadeszła...

(fot. K. Tęcza)

Czy Juliusz spełnił swoje wszystkie marzenia? Czy osiągnął wszystko to co zamierzał? Zapewne nie. Bo takim wielkim ludziom jak Juliusz, gdy urzeczywistnią jakiś pomysł, natychmiast w głowie rodzi się nowy. Kolejny cel, do którego dążą. Choć z Jego głowy już żaden pomysł nas nie olśni, to wychował godnych następców.
Człowiekowi, który ze Szklarskiej Poręby uczynił mineralogiczną stolicę Polski, jego wierni uczniowie, członkowie Sudeckiego Bractwa Walońskiego, zgotowali ostatnią drogę godną Wielkiego Mistrza. Przed konduktem pogrzebowym sypali garściami ozdobne kamienie, tak by niosący urnę z prochami żałobnicy stąpali bo bogactwie jakie kryje Ziemia, po której chodził Juliusz Naumowicz.

Żegnaj drogi Juliuszu. Bacz tam z góry i przyglądaj się jak my, którzy pozostaliśmy na padole, pracujemy dla Gór Olbrzymich i staramy się swoimi czynami dorównać Twoim osiągnięciom.

Krzysztof Tęcza

Tagi: · Walończycy · Walońskie Księgi · Szklarska Poręba

Linki: · Walończycy - poszukiwacze skarbów Gór Izerskich · Czas na waloński maj · Ku chwale Sudeckiego Bractwa Walońskiego i przyjemności turystów · chatawalonska.pl

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: montaż haków holowniczych drukarki do kodĂłw kreskowych safari Kenia sprzątanie Wrocław