ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Historia  » Deseński potop

Napisany: 2010-09-16

Deseński potop

Nad Desną, miasteczkiem położonym w Górach Izerskich zaledwie 10 km od granicy z Polską, świeciło wówczas popołudniowe słońce

Aktualizacja: wrzesień 2015 r.

Spokojna górska wieś Dessendorf (Desná) na pocztówce z początku wieku

Poniedziałek 18 września nie różnił się niczym od każdego innego dnia w drugim roku Wielkiej Wojny. W spokojnej górskiej osadzie ludzie pracowali w warsztatach, z lasu dobiegały odgłosy siekier, w pobliskim Tanvaldzie turkotały krosna fabryki tekstylnej, a nad brzegami Bílej Desny chłopi suszyli ostatni pokos.

Cztery kilometry powyżej zabudowań, niczym wyrok zawieszony nad głowami izerskich górali, 10 miesięcy wcześniej napełniono zbiornik wodny. Miał być zbawieniem. Do tej pory każda większa ulewa kończyła się powodzią – w ciągu II połowy XIX w. aż dziewięć razy niszczyły ludzkie osady. Największa, która 29 lipca 1897 r. zmyła ¾ Czech i Moraw, zmobilizowała mieszkańców silnie uprzemysłowionych podgórskich miast do budowy zabezpieczeń.
Począwszy od 1902 r. na potokach i rzekach, wysoko w górach wybudowano w Czechach 5 zapór retencyjnych, m.in. w Libercu Harcov oraz Mšeno w Jabloncu nad Nisou. Ciężkie, grawitacyjne i łukowe tamy z łamanego kamienia regulowały przepływ i chroniły gęsto zabudowane doliny. Projektantem tych pionierskich budowli – w Czechach nikt wcześniej nie budował takich zapór – był prof. dr inż. Otto Inzte. Opracowane przez niego rozwiązania służyły za wzór również dla śląskich budowniczych zapór: Leśniańskiej na Kwisie czy Pilchowickiej na Bobrze.

Stroma i wąska dolina Desny nieustannie zalewana była przez wody Białej i Czarnej Desny

Także Dolina Bílej Desny domagała się ochrony. Przemysłowcy, lokalni urzędnicy, a także zwykli obywatele, już w 1902 r. powołali Spółdzielnię Wodną do Budowy Zapory na Černej Desnie pod przewodnictwem gorącego zwolennika budowy – właściciela huty szkła Wilhelma Riedela. Pierwszy projekt tamy ziemnej wykonany przez firmę budującą Kolej Izerską nie spełniał oczekiwań wszystkich zainteresowanych. Poproszono o konsultację eksperta, prof. Intze, który niestety był zbyt zapracowany.
Dopiero po 2 latach Otto Intze odwiedził doliny Bíléj i Černej Desny, a owocem tej wizyty było zaplanowanie 3 zbiorników retencyjnych, rozszerzając plany o rzekę Kamenica. Ponieważ nim podjęto jakiekolwiek prace inż. Inzte zmarł, Spółdzielnia Wodna musiała poszukać innego projektanta.
Zadanie zlecono w 1906 r. radcy budowlanemu inż. Wilhelmowi Plenkner z Pragi. Od tego momentu rozpoczęły się żmudne procedury urzędnicze i konsultacje (dziś nazwalibyśmy je "społecznymi"). Kilku właścicieli ziemskich oraz posiadaczy zakładów czerpiących energię z rzeki zgłosiło protesty. Ostatecznie, po dwóch latach, w trakcie których zdarzyła się kolejna powódź, wszelkie skargi odrzucono, projekty zatwierdzono i budowa czekała już tylko na dotację rządową. Tę przyznano 6 lipca 1911 r. w kwocie 1 062 400 koron austro-węgierskich.
Prace rozpoczęto w niespełna półtora roku później, 17 października 1912 r., wybierając do ich wykonania praską firmę budowlaną Schön i Synowie. Kierownikiem projektu został mianowany Emil Gebauer, a nadzór pełnili August Klammt i Karel Podhajský.

Drążenie sztolni odpływowej do doliny Czarnej Desny na której zbudowano zaporę Souš

Projekt zakładał budowę tamy ziemnej sypanej o podłożu gruntowym, z uwagi na brak odpowiedniej skały koniecznej do posadowienia zapory ciężkiej. Skomplikowało to również budowę sztolni upustowej, którą zwykle drążono w podstawie zapory. Postanowiono problem rozwiązać poprzez ułożenie upustu na betonowym szkielecie wpuszczonym na 3,5 m w podłoże oraz uszczelnienie spojenia sztolni z groblą półmetrową warstwą iłu.

Na miejsce przyprowadzono parowóz – górski teren spowodował, że jego transport po prowizorycznie układanym torze trwał 8 dni. Żartowano, że Desna jest najodleglejszą stacją na świecie. Do robót ziemnych zatrudniono miejscowych robotników z fabryk tekstylnych, hut szkła i manufaktury porcelany. Niezły zarobek ściągnął także cudzoziemców, a nawet aktorów.
Ziemię do usypania korpusu zapory pozyskiwano z okolicznych stoków, a także z niecki przyszłego zbiornika. Po każdej 40-centymetrowej warstwie nasyp zagęszczano kilkukrotnym przejazdem 3-tonowego walca.

Sypanie zapory i budowa wieży zasuwowej

Ulewne deszcze między 18 a 20 sierpnia 1913 r. wyrządziły znaczne szkody na budowie i konieczność wykonania wielu prac spowodowała kilkumiesięczne opóźnienie.
26 lipca 1914 roku wybuchła I wojna światowa, a wraz z nią galopująca inflacja. Budżet budowy stopniał do 484 000 koron. Mimo to nie przerwano prac, aczkolwiek ograniczenie środków wpłynęło na jakość ich wykonania.
Kiedy korona zapory osiągnęła wysokość 14,6 m, 30 czerwca 1915 r. rozpoczęto napełnianie zbiornika. W kilka miesięcy zgromadził nominalną objętość 260 000 m3 wody. Komisyjny odbiór zapory nastąpił w 18 listopada podczas przysłowiowej dla tego miesiąca pogody. Ponieważ komisja, której przewodniczył radca budowlany inż. K. Podhajský, nie dopatrzyła się żadnych uchybień, budowlę hydrotechniczną chroniącą Desnę przez zalewaniem uznano za gotową do eksploatacji. Nikt z szacownego grona nie przeczuwał, co przyniesie wrześniowy dzień 10 miesięcy później.

Napełniony zbiornik wodny

Poniedziałkowe popołudnie nie różniło się od innych dni w drugim roku Wielkiej Wojny. Około pół do czwartej obok zapory na Bílej Desnie przechodziło dwóch drwali. Raptem spostrzegli, że spomiędzy kamiennego płaszcza grobli tryska silnym strumykiem woda. Natychmiast zawiadomili dozorcę zapory, który choć był na miejscu od jakiegoś czasu – niczego nie zauważył. Spróbował zatkać dziurę, ale tama przeciekała nadal. Pobiegł więc do dyżurki, by telefonicznie zawiadomić inż. Gebauera pełniącego dyżur w kancelarii Spółdzielni Wodnej. Administrator, mający nad zaporą nadzór, nakazał całkowicie otworzyć upust i ostrzec mieszkańców Desny. Sam czym prędzej udał się w kierunku zapory. Jak później podsumuje, ujrzał już pusty zbiornik...
Tymczasem dozorca z pomocą drwali próbował otworzyć drugi zawór rurociągu odpływowego. Być może zawór był już przywalony kamieniami, albo prąd wody i ciśnienie były zbyt wielkie... Nie podołali. Porzucili zawór otwarty na trzy czwarte i uciekli bowiem silny strumień tuż obok komory zasuwowej zwiększył swą objętość na grubość ręki.

Komisyjny odbiór zapory podczas paskudnej listopadowej pogody

W tym czasie do deseńskiego urzędu pocztowego przychodzi wiadomość, by ostrzec właścicieli jazu i młynówki, leżących poniżej tamy. Aby się nie obawiali, bo korytem zaraz przepłynie większa woda. Kiedy o godzinie 16:15 silny prąd wody wyrywa z korpusu tamy po stronie nawodnej ogromną wyrwę, do wsi dociera komunikat: "Alarmujcie strażaków, tama przerwana!".
Jeszcze pół godziny potrzebowała woda, by definitywnie uporać się z zaporą. Rozmyta aż do dna zbiornika, przerywana na odcinku kilkunastu metrów, uwalnia do stromej doliny cały swój zapas 260 000 m3 wody.

Chałupa zmieciona przez niszczycielską falę

Nagle w Desnie z lasu odzywa się dudnienie i złowieszczy łoskot. Wierzchołki drzew się chwieja, a nad nimi wznosi się chmura kurzu. Nieco poniżej zbiornika hrabia Desforus Walderode miał tartak. Składowano przy nim ok. 4-5 tys. kubików drewna. Piła tartaczna akurat była w naprawie i na miejscu nie było rodziny pilarza. Dzieci w lesie zbierały grzyby, a w domu została tylko dwunastoletnia Maria Pelzeltová. Tartak i stojąca obok leśniczówka z całym dobytkiem pędząca woda zmiotła w kilka sekund. Nie został nawet ślad po kamiennych fundamentach. Korytem rzeki walą głazy, pnie drzew i tartaczne drewno – ciężkie bale, kłody i deski. Fala niczym groźny taran kosi i niszczy z ogłuszającym hukiem wszystko co jej stoi na drodze.

Sudeckie chaty nie miały szans w zetknięciu z taranem drewna, skał i gruzu pchanego przez masy wody

Za tartakiem był trzypiętrowy budynek należący do firmy Eduarda Dresslera. Złożył się niczym domek z kart, a ludzie w środku w większości giną. Apokaliptyczny potop wdarł się już do wsi i ludzie w panice pierzchają na stoki z niedowierzaniem patrząc jak woda zamienia w ruinę ich wieloletnią pracę.

Kolejny był warsztat i dom mieszkalny firmy Johann Umann. Przebywa w nim pracownik Šimek z małżonką, trójką starszych dzieci i czteroletnim chłopcem. Ratuje się tylko ojciec. Ten sam los spotyka kolejne domy Josefa Schnettla i Josefa Riedela.
Drapieżna woda nie zatrzymuje się też przed warsztatem firmy Emanuel Simm i niedaleko stojącą wytwórnią guzików. Ok. 50 metrów dalej pracuje w szopie gospodarz Simm. W ostatniej chwili ratuje się ucieczką na zbocze, z którego widzi jak woda porywa jego rodzinę.

Murowane domy, fabryki i budynki gospodarcze również nie oparły się wodzie

Niektórzy na ostatnią chwilę starają się uchronić swych bliskich i majątek, za co wielu zapłaci życiem.
Góra drewna i wody taranuje starą szkołę i dom ówczesnego wójta Barthela. Uszkadza restaurację i willę właściciela fabryki porcelany Schnabla. Gruchocze narożnik domu, a żona fabrykanta ratuje się skrywając w pozostałej części budynku. Niestety bawiące się na drodze dzieci nie mają szans...

Fabryczny urzędnik, Ludwig zdążył ewakuować dwoje dzieci w bezpieczne miejsce lecz jego 41-letnia żona wraca do domu by uratować coś cennego. Na oczach rodziny fala porywa ją w kipiel.

Domy i fabryki pod naporem fali 150 m3 wody na sekundę walą się wraz z ludźmi, gdy tylko podmyte zostają szalonym prądem. W ciągu pół godziny dokonuje się zagłada Desny.

Willa Schnabla – właściciela fabryki porcelany uratowała życie żony fabrykanta

Żelazne mosty przechwytują część niesionego wodą materiału, a wiadukt na drodze do sąsiedniego Tanvaldu zatrzymuje ogromną ilość drewna. Na dole fala miała już możliwość rozpłynąć się w szerszej dolinie, jednak wciąż sięga 2 m. W Tanvaldzie woda zatapia "tylko" piwnice, zabiera szopy i niszczy wyposażenie fabryk. Następnie wysoką wodę notują na Kamienicy pod Držkovem i Bozkovem, gdzie znaleziono wiele ludzkich ciał. Po drodze, aż do Železnégo Brodu woda zalewa przyległe do rzeki grunty. W mieście Mladá Boleslav (40 km poniżej Desny) Jizera podniosła swój poziom o 20 cm.

Jednym z nielicznych, którzy przetrwali kataklizm był A. Nitsche – właściciel zajazdu Zur Stadt Eger. Wydobyty spod ruin domu dochodził do zdrowia w tanvaldzkim szpitalu.

Nadchodząca noc jest straszna. Ruiny budynków, naniesiony piasek i kamenie, ludzkie ciała – wszystko rozrzucone po obu brzegach niegdyś spokojnej rzeczki. Bezradni ludzie biegają i rozpaczliwie wypytują o los swych bliskich i znajomych. Między ruinami niczym zjawy migają światełka – mieszkańcy przeszukują ruiny.

Naniesione przez kataklizm drewno zatrzymało się na wiadukcie drogi do Tanvaldu

Desná poniosła wielkie starty: 40 obiektów całkowicie zniszczonych. Pośród nich: tartak z leśniczówką, wiele warsztatów, domów mieszkalnych oraz remiza. Bardzo uszkodzonych zostało 7 domów, a częściowo – 55.
Jeszcze smutniejszy był bilans strat w ludziach. Doliczono się 62 ofiar, w tym 42 nie udało się zidentyfikować. Dalsze 307 osób zostało pozbawione schronienia, a 1020 straciło pracę. Ponadto zaginęło wiele zwierząt domowych, a ze spichlerzy i spiżarń woda zabrała wiele zboża i zapasów. Ludzki dobytek przepadł w odmętach.

Na drugi dzień po katastrofie do Desny przybył oddział sanitarny poszukujący ciał, które przenoszono do kostnicy. Teren nieszczęścia został zamknięty dla postronnych. Ustanowiony komitet pomocy poszkodowanym rozpoczął przekazywanie petycji. Po dwóch dniach, skierowany do Desny oddział saperów w sile 200 żołnierzy z węgierskiego pułku piechoty, podjął pracę usuwania ruin i odbudowę mostów. Przybyły na trzeci dzień hrabia Coudenhov wyraził współczucie dla poszkodowanych i obiecał pomoc finansową.

Desna przez długi czas nie mogła się otrząsnąć z szoku po tragedii

Pogrzeb ofiar odbył się 23 września wieczorem, kiedy słońce chyliło się już za Ještěd. Wielu mężczyzn i kobiet pochowano bezimiennie. Zjechało tysiące ludzi by podczas mszy żałobnych podzielić ból mieszkańców. Jednej ofiary tragedii wszak tego wieczora nie pochowano na cmentarzu w Desnie. Był to radca Podhajský, który nadzorował budowę zapory. Dowiedziawszy się o przerwaniu tamy – zastrzelił się.

Tuż po katastrofie opróżniono sąsiedni, również spiętrzony ziemną zaporą, zbiornik Souš na Černej Desnie. Choć w tych samych latach, została wybudowana wg innego projektu. Napełniono ją ponownie po wnikliwej rewizji w latach 1925-1927. Służy do dziś, będąc zasobem wody pitnej dla Jablonca. Częściowo napełniana jest wodami Białej Desny, transportowanymi dawną sztolnią przelewową z przerwanej zapory.

Zapora została przerwana przy wieży zasuwowej i sztolni odpływowej (widok od strony zbiornika)

O tragedii w Desnie pisała prasa całej Europy. Mimo, że trwała wojna pochłaniająca każdego dnia znacznie więcej ofiar, dla wielu katastrofa deseńskiej zapory była szokiem. Zachwiała bowiem wiarę w inżynieryjny geniusz człowieka. Pomoc, zwłaszcza mieszkańców pobliskiego Liberca i Jablonca – bogatych przemysłowych miast, okazała się bardzo hojna. Zgromadzono fundusz w wysokości 825 000 koron i 14 000 marek oraz liczne dary materialne.

Wszczęto dochodzenie mające wyjaśnić przyczyny katastrofy i ustalić odpowiedzialnych za nią. W procesie sądowym, zakończonym po długim postępowaniu już w Pierwszej Republice, 28 marca 1923 r., oskarżonych W. Riedela – przewodniczącego Spółdzielni Wodnej oraz członków komisji odbiorczej – A. Klammta i E.Gebauera, sąd krajowy w Libercu uniewinnił. Uznał wyjaśnienia podsądnych, że w gruncie na którym stanęła zapora były szczeliny, do których przedostała się woda i zaczęła je rozmywać. Prokuratura się odwołała od wyroku i 24 stycznia 1925 nowy werdykt skazał A. Klammta i E. Gebauera na kary w zawieszeniu, a ich apelację odrzucono.

Przerwana zapora stała się prędko atrakcją turystyczną (widok od strony wody dolnej)

W roku 1928 znów nadeszła powódź i w miejscu przerwanej zapory deszcz wypłukał warstwy limonitowe. Stwierdzono w nich szczeliny zamulone piaskiem. Członkowie komisji pełniący nadzór nad zaporą (przewodniczący Reidel umiera 2 lata wcześniej) złożyli więc wniosek o kasację. Sąd Najwyższy w Brnie w 1931 r. nakazał wszcząć nowe postępowanie. Zakończone 29 września 1932 r. w sądzie powiatowym w Tanvaldzie uchyliło oskarżenie przeciw A. Klammtovi i E. Gebauerovi, a odrzucenie apelacji powództwa publicznego definitywnie zakończyło trwającą 15 lat sprawę sądową.

Końcowe wnioski śledztwa oraz procesów jako przyczyny przerwania zapory wskazywały nieodpowiednie miejsce jej posadowienia, a nie wady konstrukcji. Dopuszczano wystąpienie licznych szczelin w zwietrzałym granicie, na którym tama była zbudowana. Nie uwzględniono jednak wówczas § 12 prawa wodnego, który nakazuje właściwym urzędom zbadać solidność, nośność i przepuszczalność podłoża na którym planowana jest realizacja zbiornika wodnego, zapory lub stawu.

Obelisk wystawiony przez mieszkańców Desny na pamiątkę katastrofy w październiku 1937 r. (fot. A. Lipin)

Po latach, wykonane na miejscu ekspertyzy wykazały, że deseńska zapora musiała runąć. To było tylko kwestią czasu, a dzisiejsi hydroinżynierowie dziwią się dlaczego stało się dopiero po 10 miesiącach od napełnienia zbiornika.
Bezpośrednią przyczyną przerwania zapory było nierównomierne osiadanie korpusu tamy i sztolni upustowej z wieżą zasuwową. Sztolnia, wadliwie ułożona na betonowej palisadzie, w ogóle nie osiadała i stopniowo oddzielała się od masy ziemi w korpusie. Powodowało to postępujące rozłamanie zapory właśnie obok wieży zasuwowej, gdzie woda wydostała się ze zbiornika. Okazało się też, że wadliwy był projekt i technologia budowy: ziemia tworząca tamę powinna być ubijana po niższych warstwach, a zagęszczanie płaszcza było niedostateczne. Także skłon zapory był zbyt stromy, przez co nie był odporny na osuwanie. Wyliczenia pokazały, że przewidywana wielkość przepływu wody przez zbiornik była niedoszacowana i już pięćdziesięcioletnia woda przelałaby się przez koronę tamy.
Choć popełniono tak wiele błędów nikt nie poniósł zasłużonej kary (za wyjątkiem honorowego Podhajskiego, który sam ją sobie wymierzył).

Tablica obelisku wystawionego nad Bílou Desnou w lapidarnych słowach podsumowuje ofiarę jaką poniosło miasteczko (fot. A. Lipin)

Katastrofa na Bíléj Desnie na długo wpłynęła na rozwój ziemnych tam w całej Europie. Trzecią planowaną w rejonie Desny na Kamenicy zbudowano dopiero w latach 1976-1980.

Zapora nigdy nie została odbudowana. W 1926 r. w jej sąsiedztwie wybudowano schronisko Krömerova bouda. Miejsce katastrofy stało się celem licznych wycieczek. Schronisko spłonęło w 1945 r. co zostało odczytane jako wyraźny znak, iż obszar zapory jest miejscem przeklętym. Dzięki hojności obywateli Desny, w centrum miejscowości 10 października 1937 r. odsłonięty został pomnik ku czci ofiar. W 1996 r., w 80. rocznicę katastrofy dawny zbiornik uznano za pomnik kultury "Protržená přehrada na Bílé Desné" ("Przerwana Zapora na Białej Desnie") i wokół pozostałości wytyczono krótką ścieżkę edukacyjną z kilkoma objaśniającymi tablicami.

W 2013 r. Lesy ČR i zarząd wodny Povodí Labe podjęły prace zagospodarowujące teren przerwanej zapory. Poza wykarczowaniem drzew, uprzystępnieniem ocalałych obiektów oraz wykonaniem nowych zabezpieczeń i tablic informacyjnych, wybudowano także nieduży schron dla turystów. Wszystko szykowane jest na 100-lecie katastrofy.
W sierpniu 2015 r. rozpoczął się także remont sztolni łączącej Bílou Desné z zaporą Souš na Černéj Desné. Długi na 1105 metrów chodnik jest zimowiskiem dla ponad 500 nietoperzów 6-7 gatunków, w tym nocka dużego.

Opis i aktualny stan zapory prezentujemy w odrębnym tekście: Przerwana zapora (na rzece Bílá Desná)

Arkadiusz Lipin

Ruiny zapory są do dziś milczącym świadectwem tragedii... (fot. A. Lipin)

Dolina Białej Desny w pobliżu pomnika


Animacja przedstawiająca kilkuletnią historię powstania i upadku zapory na Białej Desnie w Górach Izerskich

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: montaż haków holowniczych safari Kenia wyposażenie magazynów sprzątanie Wrocław